Chciałbym zaszyć się w kącie, samotnie, po ciemku i móc zacząć płakać... pragnę pozwolić płynąć łzom po moich policzkach. Dlaczego? Z bezsilności, dlatego, że nie mogę nic zrobić. I to boli najbardziej.
Moja przyjaciółka ma kotkę. Przepiękną koteczkę... bardzo się do niej przywiązałem, mimo tego, że jest z niej mała damulka i złośnica. Uwielbiam ją czesać(kiciulka jest długowłosa). A tu krach!!! Kicia najprawdopodobniej ma raka i będzie trzeba ją uśpić.
Moja kuzynka ma psa. Wspaniałego kundelka - do niego też się bardzo przywiązałem. Zawsze jak przychodzę go odwiedzić skacze na mnie, a raz mimo swoich malutkich rozmiarów przewrócił mnie na ziemię(a jestem dość ciężki, więc zdziwiło mnie to). Tu także niedobrze. Piesio ma poważne problemy z żołądkiem i powoli ślepnie. Diagnoza weterynarza również brzmi, że chyba będzie trzeba go uśpić.
Moja koleżanka ma rybkę. Nigdy jej jeszcze nie widziałem, ale na pewno jest szczególną rybką. Tak jak pozostałe zwierzątka jest chora i jak niewydobrzeje szybko - czeka ją zdechnięcie. Chociaż z każdym dniem w jej wypadku jest lepiej... to choć iskra nadzei.
Gdy o tym pomyślę chce mi się płakać. Śmierć przyjaciela jest straszna, ale bezsilność przed nią - jeszcze straszniejsza. Chciałbyś się przytulić - nie możesz, bo sprawiasz mu ból, chciałbyś nakarmić - nie możesz, bo jego stan się pogorszy, chciałbyś... - nie możesz... Mimo, że to nie moje zwierzęta cierpię - kochając każdy żywy organizm na świecie. Kiedyś sam miałem suczkę, ale musieliśmy ją uśpić. To jej i innym chorym zwierzątkom dedykuje tą notkę - by szybko wróciły do zdrowia.
Dla was - przyjaciele. Dla Ciebie - Plamko...
I jak sobie z bezsilnością poradzić? Bo zapomnieć się nie da. A łzy już nie chcą płynąć po policzkach, bo zakrzepły w ich kącikach i skończył się ich zapas.